środa, 22 marca 2017

Lilith > Alexander

Kuchwa.
Świetnie.
Zabij mnie ktoś. 
Znowu to robię.

-Ał, ał, ał, ał. -wyjęczałam po upadku, bardzo bolesnym z resztą. 
Nagle ktoś wyciągnął do mnie rękę, w pomocnym geście. Mimo ciepłego uśmiechu na twarzy nieznajomego, nie rozpogodziłam się. Ten dzień nie mógł być już chyba gorszy. Ach, tak. Chmurzy się, to znak, że jednak będzie. Świetnie. Podałam mu dłoń i wstałam. Wysłuchałam, że powinnam być ostrożniejsza. Tak. Nawet się nie przedstawił.

Znowu, i znowu. Czemu ja to właściwie robię, Lilka ogarnij się.

-Heej, zaczekaj. Jestem Lilith, a ty? -wysiliłam się na najpiękniejszy uśmiech z możliwych, czyli gdzieś tak w palecie moich uśmiechów, coś pomiędzy siódmym, a ósmym
-E-e-e-e, Alexander jestem. -widocznie go zaskoczyłam, musiał gdzieś się śpieszyć
-Dokąd tak pędzisz? Nie uważasz, że życie jest zbyt krótkie, by marnować je na pośpiech? - po czym spojrzałam na zegarek

<Alexander?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics